De Angelis, Marco - Next Station

Artur Chachlowski, 14.02.2018

Dzis kilka slów o nowej plycie Marco De Angelisa. Nie, nie tego slynnego wloskiego producenta filmowego, a muzyka który od kilku lat dziala z powodzeniem jako artysta solowy, autor tekstów, inzynier dzwieku i producent muzyczny. Nasi Czytelnicy zapewne pamietaja go dobrze z przedstawianej na naszych lamach i prezentowanej w audycji MLWZ jego poprzedniej plyty „The River – Both Sides Of The Story” z 2013 roku.

Marco De Angelis (rocznik 1962) rozpoczal swoja muzyczna podróz, gdy mial 10 lat; wtedy podobno po raz pierwszy zainteresowal sie muzykowaniem. Od tego czasu zdobyl ogromne doswiadczenie w dziedzinie instrumentów muzycznych, od akustycznych po sprzet elektroniczny ostatniej generacji. Tworzyl sciezki dzwiekowe dla innych artystów oraz utworzyl kilka wlasnych projektów. Jest uznanym aranzerem i producentem artystycznym licznych niezaleznych artystów wydajacych swoje plyty we Wloszech, Wielkiej Brytanii i Ameryce Lacinskiej. Spedzil prawie dwie dekady pracujac jako niezalezny inzynier dzwieku / producent dla kilku najwazniejszych branzowych firm muzycznych we Wloszech. Posiada bogate doswiadczenie w róznych mediach i srodowiskach (studia nagran, telewizja, teatr, koncerty na zywo). Jest jednym z niewielu wloskich muzyków grajacych na Chapman Sticku. Gra tez na gitarze, basie i instrumentach klawiszowych. Jego glówne zainteresowania muzyczne, a tym samym korzenie granej przez niego muzyki pochodza z rockowej sceny póznych lat 60. i 70. Nic wiec dziwnego, ze jego solowy repertuar gleboko zanurzony jest w klimatach zlotej ery progresywnego rocka i mozna wychwycic w nim rozlegle inspiracje siegajace dorobku Pink Floyd, Yes, Genesis czy Marillion, by wymienic tylko pierwsze z brzegu przyklady. Tak wlasnie bylo na wspomnianej plycie „The River – Both Sides Of The Story”, tak tez jest w przypadku wydanej w ostatnich dniach minionego roku plyty zatytulowanej „Next Station”.

Na jej program sklada sie szesc muzycznych tematów skomponowanych, zaaranzowanych, wyprodukowanych i wykonanych przez naszego bohatera (lista instrumentów, na których gra na plycie „Next Station” jest imponujaca. W ksiazeczce czytamy: guitars, lap steel, Spanish laud, mandolin, Stick, bass, keyboards, percussions) przy instrumentalnej wspólpracy ze znanym wloskim perkusista studyjnym Cristiano Micalazzim oraz wokalnym udzialem renomowanych i uznanych w progrockowym swiecie wokalistów: Nada Sylvana (Steve Hackett Band, Agents of Mercy), Robbie Wyckoffa (Roger Waters Band) i Görana Edmana (Karmakanic, Yngwie Malmsteen). Ten sklad osobowy oraz doswiadczenie i talent Marco De Angelisa sa gwarantem tego, ze nie moze to byc plyta zla. I nie jest.

W postaci „Next Station” otrzymalismy blisko godzinna porcje przestrzennej, bogato aranzowanej, chwilami bardzo epickiej muzyki zagranej na niesamowicie wysokim poziomie. W programie albumu nie znajdziemy ani jednego slabszego punktu. Osobiscie brakuje mi tylko wiekszej mocy w finalowej kompozycji „Last Train” (jako jedynej w tym zestawie spiewanej przez Görana Edmana), ale zamiast tego caly album konczy sie nie z wykopem i na wysokim C, lecz raczej na liryczna nute, co przeciez nie jest w gruncie rzeczy zlym rozwiazaniem. Przynajmniej kilka innych utworów to niezwykle mocne pozycje artockowego katalogu ostatnich miesiecy. Na pewno do tego grona zaliczyc mozna dwie epickie, kilkunastominutowe i wieloczesciowe kompozycje „A Proggy Night in London” (juz sam tytul zasluguje na wyróznienie, ale warstwa muzyczna i wokalna interpretacja Sylvana – po prostu palce lizac!) oraz „tytulowa „Next Station” o wyraznych pro-Yesowskich konotacjach (godne uwagi sa tu rewelacyjne partie wokalne Robbie Wyckoffa oraz zenskiego chórku Simona Rizzi – Cristiana Polegri). Wspaniale brzmia nieco krótsze utwory: „Back Again” i „Keep Going” (tu znowu wielkie brawa dla Nada Sylvana!), swietnie prezentuje sie tez okraszone cudownymi flazoletami, pelne zywiolowej energii nagranie „Freewill”, które we wspanialy sposób otwiera to wydawnictwo. Jak juz wspomnialem, nie ma tu slabych momentów. Sa za to liczne wyrafinowane sciezki muzyczne, a takze chwytajace za serce melodie i teksty. Jest sentyment do minionych czasów i miejsc, jest niepowtarzalny klimat i jest przez caly czas unoszaca sie w powietrzu szlachetna progrockowa aura. W dodatku wszystko to wykonane jest przez De Angelisa i spólke z zachowaniem wlasnego oryginalnego stylu, lecz takze z naleznym szacunkiem i holdem dla klimatów znanych z plyt czolowych muzyków i zespolów progresywno-rockowego gatunku, którzy przed laty tworzyli jego historie.
Nie pozostaje nam nic innego, jak wsiasc do tego muzycznego pociagu, wlaczyc te wspaniala plyte i cieszyc sie ta wyjatkowa podróza do szesciu muzycznych stacji.




MLWZ review: